|
:: Artykuły :: |
Na północnej Mięgusza (03-04.04.2011)
Chyba drugi sezon umawialiśmy się na wspinanie z Przemkiem w Tatrach. Zawsze coś musiało być nie tak, a to pogoda zła, a to brak czasu, a to brak kasy i Bóg wie co jeszcze. Aż w końcu udało się nam wyrwać z domu w sobotę 2 kwietnia po południu i około ósmej wieczorem meldowaliśmy się w schronisku w Morskim Oku. Pod uwagę braliśmy dwie drogi: klasyczna na północnej Mięgusza lub rysa Strzelskiego na Mnichowych Babach. W czasie kolacji zasięgnęliśmy języka o warunkach w ścianach i padło na Mięgusza. Według usłyszanych informacji w ścianie miały być betony a wyżej można się było spodziewać niewielkich ilości świeżego luĽnego śniegu. PóĽniej pakowanie sprzętu i idziemy spać.
Trzecia rano budzik przywołuje nas do porządku, wstajemy, przy nikłym blasku czołówek ubieramy się, jemy śniadanie i o czwartej piętnaście wychodzimy. Idziemy ścieżką wokół Morskiego Oka, podchodzimy Wielkim Piargiem do góry i trawersujemy pod czołówką Mięgusza do Żlebu Krygowskiego, którym w górę do Małego Bandziocha. Tam w górnej prawej części dalej kominkiem. Dopiero tam w jego spiętrzeniu wiążemy się liną i zaczynamy asekurować. Była godzina ósma z minutami. Pomyślałem sobie, że jak tak dalej pójdzie to do 14 powinniśmy być na szczycie, tam odpocząć i zacząć schodzić. Zaczął prowadzić Przemek i tak już było do końca.
Pierwszy wyciąg - jest radość !! Fot.cniach
Zaczęło się wspinanie w niezbyt trudnym terenie, ale wymagającym ciągłej asekuracji z uwagi na liczne trawiaste i trawiasto-skaliste prożki. Każdy upadek bez asekurcji w tym terenie to lot do podstawy ściany. Na początku warunki śniegowe były całkiem dobre, ale już po kilku długościach liny zaczęły się kłopoty. Na początku świeciło trochę słońce, zaczęło się robić ciepło, śnieg miejscami kleił się do butów i utrudniał wspinanie. Po skale spływały niewielkie strużki wody. Liny powoli też zaczęły chłonąć wodę. Rękawiczki także zaczęły się robić mokre. PóĽniej śnieg zaczął się robić sypki. Często cała moc szła w gwizdek - robiło się kilka, kilkanaście kroków do góry a stało się w miejscu. Droga posiada bardzo dużo odcinków w trawersie, przeważnie w lewo aż do dojścia do filara a póĽniej cały czas w prawo Zachodem Janczewskiego.
Za nami podążał trzyosobowy zespół (Tomek, Bogdan i Zdzisław), który dół ściany robił innym wariantem. W tym zespole prowadzącym był Tomek. Po pewnym czasie drogi nasze się zeszły i oni szli za nami. Na wysokości siodełka w filarze Zdzichu się odwiązał i poszedł przez Bańdzioch do schroniska.
Na Filarze z deka nawiało. Fot. cniach
Była już piętnasta kiedy zaczynaliśmy iść zachodem Janczewskiego w kierunku grani (od tego momentu nie wierzyłem, że uda się nam wejść na szczyt). Ciągle wydawało się nam, że zrobimy jeszcze jeden wyciąg i już będzie grań, a tu jeden i jeszcze jeden, i jeszcze jeden i tak bez końca. Tomek z Bogdanem dogonili nas i dalej szliśmy razem w dwóch oddzielnych zespołach. Temperatura zaczęła spadać poniżej zera, liny zaczęły się robić sztywne i nie chciały się przesuwać w przyrządach. Zaczynało zmierzchać i trzeba było wyjąć czołówki. Telefony komórkowe się urywały. Przemek o zmroku i przy czołówce wyszedł na grań i ściągnął mnie do siebie. Zaraz po mnie przyszedł Tomek a póĽniej Bogdan. Było już po dwudziestej i ciemno. Do tego miejsca przeszliśmy co najmniej 15 wyciągów 60-cio metrowych. O wejściu na wierzchołek można było pomarzyć, trzeba było myśleć co robić dalej; czy schodzić po ciemku przy czołówkach na Hińczową Przełęcz i dalej przez Galerie Cubryńskie do Żlebu Mnichowego i do schroniska, czy biwakować na grani. Rozsądek podyktował zostać na miejscu i schodzić dopiero rano. Każdy ubrał się we wszystkie ciuchy jakie miał ze sobą, pozakładaliśmy kaptury od kurtek, ze zwiniętych lin zrobiliśmy miejsca do siedzenia, owinęliśmy się płachtami NRC i zaczęło się czekanie do rana. W nocy dwa razy wstawałem aby się trochę poruszać, pogimnastykować i trochę rozgrzać. Biwak można zaliczyć do udanych. Na pewno płachta/folia NRC powinna być w każdym plecaku na każdej wspinaczce, ta folia działa! Na nasze szczęście nie było wiatru ani żadnych opadów a mróz był ok -7 stopni C. Pewnie, że ciepło nie było, ale dramatu nie było żadnego.
Ciepło nie było bo kołdra się podarła.... Fot. Leszek
Rano pozbieraliśmy sprzęt i dwoma zjazdami dostaliśmy się na pola śnieżne, którymi wydostaliśmy się na Hińczową Przełęcz skąd przez Galerie miałem nadzieję zejdziemy do Żlebu Mnichowego., Jakoś nie mogliśmy wypatrzeć tajemniczego zachodziku, więc dalej na Zadnią Galerię Cubryńska i przez Dolinkę za Mnichem a dalej szlakiem wróciliśmy do schroniska. Minęła już dziesiąta. Ja przyszedłem ostatni, ale chłopaki się postarali, szarlotka i duży kubek gorącej herbaty postawiły mnie na nogi.
Bieg po piwo na Wielkiej Galerii Cubryńskiej. Fot. Tomek Rojek
Całą naszą wyprawę uważam za niezwykle pouczającą i udaną. Przeszliśmy bardzo dużą ścianę, w warunkach dalekich od dobrych. Kondycyjnie byliśmy przygotowani w miarę dobrze. Zaliczyliśmy zimowy biwak na grani. Szkoda, że nie weszliśmy na wierzchołek.
Leszek J.
|
|
|
|