Tatry - lipiec 2006. Na filarze Leporowskiego.
Po udanych wyjściach na filar Staszla (Zadni Granat) i na Byczkowskiego (pn-zach ściana Kościelca) w piątek po południu nie mogliśmy się z
Przemkiem zdecydować gdzie się udać na wspinaczkę w sobotę. Propozycji było kilka, np: Stanisławski na Zadnim Kościelcu a póĽniej
Stanisławski na Kościelcu, załupka H i jeszcze inne. W końcu wymyśliłem: filar Leporowskiego na północnej ścianie Koziego Wierchu.
Plecaków nie przepakowywaliśmy, bo codziennie korzystaliśmy ze standardowego zestawu sprzętu. Dołożyliśmy tylko nieco więcej płynów
do picia - gorąco i parno było w górach. Opis mieliśmy z przewodnika "Polskie Tatry Wysokie. Przewodnik wspinaczkowy dla
początkujących". Wieczorem wszystko przygotowane do wyjścia. Jeszcze tylko czekamy na ekipę Klenia. Wybrali się na Zamarłą Turnię z
ambitnymi planami, część planu zrealizowali a póĽniej zmyła ich z góry burza. Wrócili ok. 22.30, miłe spotkanie na podłodze przy
książce wyjść, piwko, prysznic, ..... i poszli na tabor.
Wspina siÄ™ Leszek Janowski
Wisi Przemek "Cniach" Sieradzan
W sobotę pobudka, jak co dzień kilka minut po piątej rano, wyjście ze schroniska o szóstej (znowu jako pierwsi) i podejściedo
Czarnego Stawu Gąsienicowego, Zmarzłego Stawu i Koziej Dolinki. Idziemy powoli, chyba już jesteśmy trochę zmęczeni poprzednimi
wyjściami. Z dna Koziej Dolinki próbujemy wypatrzyć którędy idzie nasza wybrana droga, ale nic oczywistego się nie narzuca, więc
dalej w górę po piargach pod ścianę. Pod ścianą już widać jakieś możliwości trawersów (górą i dołem), jakieś żeberko, powinny być
jakieś płyty po lewej, kominek - wszystko jakoś mało oczywiste. Z niepewnością wchodzę w ścianę, idę najpierw w prawo i do góry,
póĽniej dolnym trawersem w lewo, przekraczam żeberko, wychodzę na jakiś niewielki stopień. Zakładam stanowisko ze stałego haka,
dla zasady dobijam jeszcze jednego "listka" i ściągam Przemka. Żeberko, które wcześniej przekroczyłem to kilkanaście bloków-wampirów
poukładanych jeden na drugim, strach pomyśleć, co by się stało gdyby się zwaliły. Przemek dochodzi, staje na stopniach niżej,
oddaje sprzęt, który pozbierał z wyciągu a ja idę dalej. Znowu kawałek trawersem w lewo, póĽniej przez ściankę w górę na półkę i
w prawo po półce pod przewieszki, stanowisko z istniejących haków i pętli. Przemek dochodzi do stanu, przeglądamy opis, jakoś to
wszystko nam nie pasuje, ale w końcu idziemy po śladach, są jakieś haki, pętle. Nic to, trzeba iść dalej. Zabieram sprzęt i prowadzę:
fajne wywieszające się zacięcie ze stałym hakiem, zakładam frienda i dalej przez jakieś ścianki pod płytę. W płycie wpinam się w
haka, wyżej widzę następnego, więc atakuję, ale mnie nie puszcza, więc się cofam. Jeszcze raz, wpinka do następnego haka i poszło.
Dochodzę do stopnia, trzy wbite haki, zakładam stan i ściągam Przemka. Przemek staje na stopniu niżej, bo na moim nie ma miejsca
dla dwóch. Wszystko to wcale nie idzie nam tak gładko, musimy wydzierać każdy metr ścianie i walczyć z własnymi słabościami i ten
opis nam jakoś nie pasuje. No, ale cóż, trzeba iść dalej. Jakoś nie bardzo chciałem się pchać po płytach, więc poszedłem w prawo,
wszedłem w jakieś zacięcie z hakiem, zaraz się z niego wycofałem i poszedłem po wypychającej półce w prawo, póĽniej kruchym
zacięciem do góry na dosyć wygodną pochyłą półkę pod przewiechą. Na półce, w pionową szczelinę była wbita płytóweczka, pod nią
złamana łyżka, która ją podpierała. Zakładam z płytówki stanowisko, dokładam frienda i ściągam Przemka. Mamy już dosyć tej drogi,
nic nam jakoś się w ścianie nie układa, nie idzie jak po maśle tak jak powinno iść. Decydujemy się na wycof ze ściany.
Pierwszy zjazd z tej płytówki, wcześniej ją sprawdzamy młotkiem, docinamy pętle i zjeżdżam skośnie w stronę żlebu spadającego z
Koziej Przełęczy Wyżniej. Ląduję na wygodnej platformie, zakładam stan z olbrzymiego bloku, wpinam linę do stanu i zjeżdża Przemek.
Teraz musimy obrać właściwy kierunek zjazdu, chodzę po tej półce, wychylam się i widzę, że dosyć nisko jest kolejna półka, tylko czy
liny do niej starczy?. Przemek rzuca w otchłań połowę zwiniętej liny - starczy. Rzucam drugą połowę, stanowisko pancerne z bloku i w
dół. Na końcu zjazd efektownie w wolnym powietrzu, na wypatrzonej półce zakładam stanowisko z "simondzika", zakładam sobie dłuższe auto,
odsuwam się z pod linii zjazdu pod przewieszkę i zjeżdża Przemek. Kolejny zjazd z "simonda" po ścianie a póĽniej po stromym śniegu
pod ścianą i na samym końcu liny ląduję w szczelinie brzeżnej. Zjeżdża Przemek, próbujemy ściągnąć linę, a ta ani drgnie.
Przemek rąbie młotkiem stopnie w śniegu, "jebadełko" służy jak czekan, podchodzi w górę póĽniej ja dołączam do niego i razem
ściągamy już linę bez kłopotów. Jeszcze trochę zejścia po skałach i jesteśmy tam gdzie byliśmy na początku - pod ścianą.
Udało się nam szczęśliwie wycofać ze ściany, pakujemy plecaki i schodzimy powoli do Koziej Dolinki i dalej do schroniska na Hali.
W drodze powrotnej trochę deszczu, póĽniej rozpętała się tatrzańska burza, ale my byliśmy już w Murowańcu, szukali plecaka, jedliobiad i szykowali się do zejścia z gór .... .
Dokładny opis filara Leporowskiego znalazłem po przyjeĽdzie do domu w Internecie, a pochodzi on z Gór nr 62-63 z 1999 r(lipiec - sierpień).
Po filarze Leporowskiego w dniu 22.07.2006 błądził Leszek Janowski razem z Przemkiem Sieradzanem.
|