|
:: Artykuły :: |
Co tam w Tatrach słychać?
Wycie wiatru słychać.
Ale teraz poważnie. Z Przemkiem pojechaliśmy w Tatry w piątek.
O godz. 9:05 jedzie autobus relacji Warszawa - Zakopane i całkiem spokojnie bez najmniejszego
tłoku o 13 z minutami jesteśmy w Zakopanem za 35 PLN. Za chwilę busik do KuĽnic i ok.
14 zaczynamy podejście na Halę G. Na kolejce na Kasprowy W. ogłaszają, że wagoniki mogą nie jeĽdzić
z powodu silnego wiatru, no ale w lesie jeszcze tego nie czuć, za to słychać. Ja z ciężkim plecakiem
i przy tym wietrze jakoś nie lekko, ale na Halę dotarłem. Noclegi były zamówione telefonicznie więc
z łóżkami nie ma problemu. Ze względu na warunki atmosferyczne rezygnujemy z pierwotnego planu
(Filar Staszla na Zadnim Granacie) i wybieramy cel zastępczy - Żebro Czecha na Wierchu Pod Fajki.
Wieczorem kolacja, góralska kapela na żywo, pakujemy sprzęt i spać.
Rano ok. szóstej pobudka, a o 7.00 wyjście w góry. Szlak na Czarny Staw Gąsienicowy tylko na samym początku ledwo widoczny a
póĽniej sami (tzn. Przemek) żeśmy torowali, łamliwa szreń, kosówki, nogi wpadające do kolan i
jeszcze głębiej - jednym słowem ciężko było. Szliśmy do tego Stawu ok. 1h i 20 min.
Gór oczywiście nie było widać, w prześwicie zauważyliśmy Karb więc zorientowaliśmy mapę i ustalili
dalszy kierunek marszu, aby znaleĽć Wierch Pod Fajki i opadający z Żółtej Przełęczy żleby z
charakterystycznym palcem. Po długim podejściu (ok. 3h 30 min) udało się nam zlokalizować wejście
w drogÄ™.
Leszek przy pierwszym stanie
Udeptujemy w śniegu półkę, zakładamy stanowisko, krótki odpoczynek, trochę herbaty,
kabanosy, suszone morele, słodycze, zabranie szpeju i w drogę. Na początku haczyk, trudności
nie duże, póĽniej friendzik, po 30 m stanowisko z dużej rynny i kości. Kominek wygląda całkiem
fajnie, w pionowej szczelinie można będzie zakładać friendy i kości, ale trochę tchu mi brak.
Dochodzi Przemek i za moją namową WYCOFUJEMY SIĘ.
haki się przydały...
Otóż ja nie byłem przygotowany do wyjazdu
kondycyjnie. Bardzo się męczyłem na podejściu i po każdych kilkunastu krokach musiałem odpoczywać,
dostawałem zadyszki więc dupa mokra. Wbijam dużą V-kę, skracam pętlą przekładamy linę, zjazd pod
ścianę i po ptokach (Fajkach). W między czasie przestało wiać i przestał sypać drobny śnieżek.
W zejściu już było łatwiej. Trójka ludzi wędrująca na Zawrat troszkę zostawiła śladów więc po ich
śladach wracamy do schronu. Byliśmy jedynym zespołem, który wyszedł w tym dniu w góry na wspinanie.
piwo małe bo droga nie skończona...
Wieczorem w pokoju wiśnióweczka, finlandia, dowcipy razem z narciarzami którzy uczestniczyli w
kursie lawinowym. Oczywiście w nocy z soboty na niedzielę i w niedzielę sypnęło śniegiem, spadło
go chyba ze 30 cm. Powrót w niedzielę autobusem do Krakowa i pociągiem do Kielc.
Nie tak miało być, ale brakowało mi sił na tych podejściach.
Przemku, może następnym razem będzie lepiej.
Leszek.
Hej scyzory!!! Hej Leszku !!!
PODEJÅšCIE
Dziwne. Czy my pływamy w mleku ???
Miała byś dobra pogoda i betony pod rakami a tu stoję w śniegu po jaja !!!
DROGA
Pierwszy wyciąg puścił bez liny. Jakoś tak nie było potrzeby.
Drugi prowadzi Leszek w swoim stylu.
Jeden hak wysyłowy nad stanem i jeden przelot na 30m !!! To jest to .
Fakt że trudno nie było ...
WYCOF
Nie ma co gadać. Lepiej tak niż śmigłem..
KSIˇŻKA WYJŚĆ
W schronisku, w książce wyjść Leszek wpisuje że wycof i że wrócili
a w okienku obok nasze nazwiska i dziwnie znajomy skrót ŚKA ...
Może i mało urobione , zgoda , ale cały wyjazd super udany. Zdobyłem sporo doświadczenia którego w skałkach nie uświadczysz.
Samo podejście i wyszukanie drogi w takich warunkach to spory wysiłek a to dopiero wstęp do łojenia.
Wielkie dzięki Leszku za ten wypad jak by nie patrzeć mój pierwszy taternicki.
Miło pomyśleć- ja tu jeszcze wrócę...
Przemek
|
|
|
|