|

|
Relacje |
Chamonix,
lipiec 2008
Relacja z wyprawy Świętokrzyskiego Klubu
Alpinistycznego w Alpy , rejon Chamonix, Masyw Mont Blanc,
Francja.
Zespół w składzie; od lewej Tadeusz Pasek , Maciek Domanski , Paweł Kowalski.
Plan de l'Aiguille
Działalność w rejonie Chamonix rozpoczęliśmy dość tradycyjnie od kilkudniowego pobytu aklimatyzacyjnego na Planie (Plan de l'Aiguille) i rozwspinaniu na igłach od północy. Namiot rozbiliśmy nad polodowcowym jeziorkiem Lac Bleu , w cieniu pięknej północnej ściany Aiguille du Peigne. Obozowisko bardzo urokliwe, ale przede wszystkim praktyczne; 20 min od pośredniej stacji kolejki na Midi niewątpliwie ułatwia wtaszczenie ciężkich worów, woda z jeziorka nadaje się do picia (lepiej jednak przegotować), krótkie podejście pod okoliczne cele (od 30 min do 2h), a względnie wysokie położenie ( około 2300m n p m) pozwala na wstępna aklimatyzacje przed naszym głównym celem , czyli Voie des Suisses - Grand Capucin . Naturalnie "Plan" sam w sobie może być i jest doskonałym celem wspinaczkowym.
Pierwszą drogę wybraliśmy na Czerwonym Filarze - Les Diamants du President (6a). Po urobieniu 3 wyciągów, w tym najtrudniejszego i zarazem najładniejszego w pięknym 40 metrowym zacięciu, dopada nas deszcz. Trudno było pogodzić się z decyzja o odwrocie, szczególnie mi, po tym jak pokonałem poprzedni dość wymagający wyciąg i pozostało już teoretycznie trochę łatwiejszego terenu. Była to tez moja i Maćka pierwsza droga w Alpach, dlatego spędziliśmy blisko godzinę w kominie pod przewieszką, czekając z nadzieją na poprawę pogody. Niestety aura była mało łaskawa i zmusiła nas do wycofu. Zapłaciliśmy frycowe za błąd taktyczny; znaliśmy prognozę pogody, która zapowiadała prawdopodobne popołudniowe opady, a mimo to obraliśmy cel oddalony o ponad dwie godz. od obozowiska, zamiast iść np. na pobliską Peigne. Przygodowo było również w drodze powrotnej do obozowiska, gęsta mgła i padający deszcz skutecznie utrudniły lokalizacje drogi, która lawiruje miedzy głazami moren polodowcowych. Dwie godziny kręciliśmy się w koło nim natknęliśmy się na nasz namiot.
Dwa dni póĽniej poprawia się pogoda, dość szybko i sprawnie pokonujemy lajtową 180 m drogę na rajbungowych płytach Aiguille du Peigne - Les Lepidopteres (5-). To najbardziej popularna ściana w rejonie Planu, z pewnością ze względu na bliskość kolejki, jak i urody tego piramidalnego szczytu. Najbardziej popularnym klasykiem jest Grań motyli (Arette des Papillons ). Większość dróg na północnej ścianie Peigne posiada stanowiska ze spitów bądĽ z haków, płytowe miejsca bez rys maja podobijane stale punkty asekuracyjne, aczkolwiek odległość miedzy nimi bywa "górska". Bezproblemowe zjazdy pozwalają na szybki powrót pod ścianę po skończeniu drogi i ewentualnie zrobienie jeszcze jednej.
Aiguille du Midi
Następnego dnia zwinęliśmy obóz z zamiarem przeprowadzki piętro wyżej na Valle Blanche. Jednak w kolejce linowej na Aiguille du Midi, gdzie ku naszemu zdziwieniu jesteśmy jedynymi pasażerami, dowiadujemy się, że to ostatni kurs na dziś ponieważ nadciąga burza. Faktycznie szczytowa iglica Midi szybko spowiła się gęstymi chmurami i po godzinie byliśmy światkami imponującej mocy alpejskiego żywiołu. Na szczęście wszystko to oglądaliśmy za szyb górnej stacji kolejki, w której spędziliśmy noc. Naturalnie nikt z obsługi nie miał nic przeciwko abyśmy zostali, przy okazji poratowaliśmy ciepłym żarełkiem młodych anglików, którzy przemoczeni dołączyli do nas tuz po rozpoczęciu burzy (robili mikstową graniówkę Midi). Chłopaki pół nocy spędzili w łazience pod suszarka do rak :)
Rano pięknie się wypogodziło, fantastyczne widoki ze szczytu napawały nas optymizmem dając dodatkowego spręża do działania!
Po zejściu na lodowiec, rozbiciu i okopaniu śniegiem namiotu, obraliśmy za cel Drogę Rebuffata (6a) na imponującej, aczkolwiek niewysokiej (120m) południowej ścianie Eperon des Cosmigues (Aiguille du Midi). Dwa pierwsze wyciągi biegną diagonalnie w prawo trochę kruchym terenem, za to pozostała cześć drogi oferuje bardzo przyjemny, wręcz malowniczy teren do pokonania z doskonała jakościa skały. Asekuracja komfortowa, na stanach z reguły są haki lub jakieś pętle, w kluczowym miejscu również stałe haki i spokojnie można coś dołożyć. Zjazdy wprost z piku, stanowiska zjazdowe ze spitów. My dysponowaliśmy lina 2x60m, ale i z 50-tką nie będzie problemów.
Grand Capucin
Pobudka o 4 nad ranem, topimy śnieg, śniadanie, napełniamy butelki z witaminizowanym śniegiem, pakujemy plecak, raki, wiążemy się i w drogę. Swieci księżyc i jest dość jasno, ale niestety ostro wieje zimny wiatr. Po drodze lustrujemy wschodnia ścianę Mont Blanc du Tacul. Lodowiec jest dobrze zmrożony wiec tuż za Pointe Adolphe Rey skręcamy w prawo wybierając krótszą ale bardziej ryzykowna drogę lawirującą wśród lodowych szczelin. Grand Capucin jest najbardziej imponującym szczytem w okolicy, jego wschodnia i południowo- wschodnia ściana rzuca na kolana! Można by tak klęczeć i celebrować widok w zapomnieniu, ale od świtu toczymy walkę z czasem , więc szybko podchodzimy pod śnieżno lodowy kuluar i napieramy do góry. Cholera, cały czas wieje mroĽny wiatr. Na naszej drodze są już dwa zespoły, jeden z nich wycofuje się. Francuzi mówią, że ręce tak marzną, iż nie da się wspinać. Stoimy pół godz. pod droga zastanawiając się co robić. Drugi zespół też się wycofuje. Ok, mamy jeszcze jeden dzień, może jutro będą warunki. Schodzimy na dół ciągle oglądając się w stronę Kapucyna.
Około 8-mej znów meldujemy się pod Wielkim Mnichem, dziś wiatr jest znacznie słabszy a niebo równie pogodne jak wczoraj. Zostawiamy pod ścianą zimowy sprzęt i wchodzimy w Drogę Szwajcarów. Przed nami są już 3 zespoły, za nami napiera jeszcze jeden. Okazuje się, że każda ekipa z innego kraju. My jako jedyni jesteśmy w zespole trzyosobowym i działamy trochę wolniej od pozostałych. Na drugim stanowisku mijają nas włosi, niemcy natomiast wycofują się. Poza pierwszym - trochę szrotowatym wyciągiem - mamy doskonałej jakości granit i sporo powietrza pod sobą. Różnorodność formacji ( rysy, zacięcia, okapiki, kominy) nie pozwala nam się nudzić. Pierwszy szóstkowy wyciąg okazuje się bardzo przystępny, najbardziej wymagająca okazała się wbrew pozorom piątkowa rysa, zdaje się, że na 7 lub 8 wyciągu.
Generalnie, wszystkie rysy na naszych dotychczasowych drogach miały rzetelne wyceny , ale też i dobrą asekuracje. Czesi próbują pokonać klasycznie hakowe miejsce na 9-tym wyciągu, widzimy, że po raz drugi prowadzący wylatuje znad okapniku. Włosi w tym miejscu łączą się z droga "O sole mio" i kontynuują nią wspin na szczyt. Gdy my dochodzimy do boltowej drabiny, tamci już zjeżdżają na dół. Podobnie jak włosi łączymy się z drogą "O sole mio" mijając z lewej strony hakowy odcinek drogi. Przyznaje, że miałem ochotę spróbować przejść to miejsce klasycznie, ale było już dość póĽno i chłopaki przekonali mnie na wariant, który zrobili włosi. Pewnie mieli racje bo dzięki temu zrobiliśmy bardzo ładną kombinacje w dobrym stylu (OS). Trzy ostatnie wyciągi musieliśmy pokonać bardzo szybko, słonce przestało operować naszą ścianę i robiło się zimno. Na szczycie byliśmy około godziny 19-tej, tuż przed zachodem słońca. Gratulacje, kilka fotek i rozpoczynamy zjazdy. Stan instaluje siedząc okrakiem na samym piku niczym na płetwie rekina:)
Jest kilka możliwości zjazdów z Kapucyna, my wybieramy chyba najbardziej dogodny, a przede wszystkim częściowo nam znany przebieg, czyli droga "O sole mio", a w dolnej części "Voie des Suisses". Pancerne stanowiska z solidnych kotew dość łatwo można zlokalizować, tylko w dolnej części są stałe haki i trzeba dołożyć jakąś swoją pętle.
Szybko zapada zmrok, temperatura spada poniżej zera i zrywa się zimny wiatr. Tedy niefortunnie zostawił pod ściana czołówkę więc musimy działać tylko z dwiema. Przed każdym ściągnięciem liny zjazdowej modlimy się aby nie utkwiła gdzieś po drodze. Niestety, podczas zrzutki wywiewa nam linę daleko w bok i klinuje się miedzy głazami. Blisko godzinę próbujemy ją odzyskać stosując różne manewry; Maciek podchodził w bok i próbował wyszarpać, ale węzeł tkwi bardzo mocno zaklinowany, ja chciałem dotrzeć tam diagonalnym zjazdem, niestety w połowie napotkałem gładką płytę... Nie było czasu na dalsze próby, po maksymalnym wybraniu liny, tnę około 10m mojego nowiutkiego mamuta. Zostało nam jeszcze połowę ściany do pokonania, wiatr za każdym razem wywiewa linę na boki, która znów się klinuje, tym razem niegroĽnie. Postanawiamy nie wiązać węzłów na końcu sznurka aby zapobiec podobnym zdarzeniom. Teraz pierwszy ma schizowe zjazdy, ale dzięki temu już bez przygód opuszczamy się do podstawy ściany. Dłuuugo wracaliśmy do naszego namiotu, pomimo, że znów wybieramy krótsza droga człapiemy aż do świtu.
Epilog
Dwa tygodnie póĽniej, Alex Huber pokonuje "naszą" drogę bez asekuracji w tą i z powrotem w niecałe 3h!!!
Na swoje pocieszenie dodam tylko cytat Alexa z felietonu opisującego ten wyczyn : "Niepowtarzalny w skali Alp wspaniały kształt tej granitowej turni powoduje, że wspiąć się na nią w stylu free solo jest dla mnie szczególnym wyzwaniem. Stanąć bez liny, zupełnie samemu na szczycie, który jest dostępny wyłącznie dla wytrawnych alpinistów i który można prawdopodobnie określić jako najtrudniejszy szczyt Alp." W wywiadzie dalej Huber mówi o Kapucynie: "Mógłbym na przykład przejść Drogę Szwajcarską na Cima Ovest, ale dla mnie większą przygodą było zrobienie wymagającej solówki w innym środowisku i znalazłem je właśnie w masywie Mont Blanc - na bez wątpienia najlepszej wysoko położonej ścianie skalnej w Europie."
Nikt z nas nie uważa się za wytrawnego alpinistę, ale miło czyta się takie stwierdzenie wypowiadane przez jednego z najlepszych wspinaczy na świecie. Zgadzam się natomiast, że wspinaczka na tak piękny szczyt jest wspaniałą i niepowtarzalną przygodą - nawet z liną:)
Paweł 'payek' Kowalski
Fotorelacja z wyprawy: TUTAJ pod opisami jest opcja Zoom.
Praktyczne uwagi:
Warto kupić bilet od razu na Midi, nie ma problemu aby zrobić kilkudniowa pauze na pośredniej stacji ( Planie) i potem na tym samym bilecie przemieścić się wyżej. Drożej wychodzi rozbijanie trasy na dwa niezależne etapy. Cena biletu w 2008r to 38 euro.
My biwakowaliśmy na Planie i nie składaliśmy namiotu na noc. Oficjalnie to nielegalny proceder, ponoć czasami widuje się tam filanców, my na szczęście mieliśmy spokój . Wodę piliśmy z jeziorka, zazwyczaj po przegotowaniu. W pośredniej stacji kolejki jest ubikacja i mini bar (20 min od jeziorka). Poniżej znajduje się też schronisko, ale nie znam cennika.
Podobnie przedstawia się sytuacja z biwakowaniem na Valle Blanche, niby nie wolno a namiotów pełno prze cały dzień. Wodę topimy ze śniegu, niektórzy korzystają z wody w schronisku Cosmiques, noclegi ponoć tam bardzo drogie.
Zostawiliśmy depozyt ze zbędnymi rzeczami w lodowej jamie przy wyjściu z kolejki na Aiguille du Midi. Nic nie zginęło, a zawsze to parę kilo mniej do dĽwigania.
Niektórzy biwakują na plateau pod Kapucynem, oszczędza to czas na podejście, ale trzeba dotrzeć tam z ciężkimi worami.
Co do sprzętu to najbardziej odpowiadał nam: kompletu kości , zestaw friendów dublowaliśmy o 4 najmniejsze rozmiary, pętle , ekspresy + raki i czekan.
Korzystaliśmy z przewodnika Pioli i opracowań Jakuba Radziejowskiego:
http://topo.uka.pl/content/topo/chamonix/chamonix.php
http://www.goryonline.com/gory,824,0,0,0,F,news.html
Serdecznie polecam ten rejon, rewelacyjna jakość skały i wspaniały alpejski klimat!
1.Alex Huber: Historia niecodziennego spotkania. Góry -górski magazyn sportowy - 3 (178) marzec 2009
2.Tamże, str. 30
|
|
|
|
|